Do miski wlozylam: 4 zoltka, lyzke masla, 6 lyzek jogurtu waniliowego-wymieszalam. Dosypalam 400 g maki i dolalam 3 lyzki wodki o pomaranczowym zapachu. Zagniatalam najpierw w misce, a potem na blacie. A potem walilam piesciami i dlonmi w ciasto, skladalam na pol i uderzalam znowu i tak przez kwadrans. Akurat wczoraj mialam duzo pozytywnej energii do rozladowania. Odstawilam ciasto na 45 minut. Rozgrzalam olej w duzym garnku i zaczelam walkowanie, nacinanie i zaplatanie. Smazenie obylo sie bez problemow. Zadnych wybuchow ani oparzen. Czysta robota. Nawet sie nie dziwie, ze tak sobie dobrze radze z olejem. Pierwsza czesc nazwiska mojego Meza to przeciez: olej. A z Mezem tez nie mam zadnych klopotow.
Friday, February 12, 2010
Tradycji stalo sie zadosc
Nie moglam sobie odmowic tej frajdy. Zawsze lubilam smazyc faworki, ale nigdy nie robilam samodzielnie ciasta.
Do miski wlozylam: 4 zoltka, lyzke masla, 6 lyzek jogurtu waniliowego-wymieszalam. Dosypalam 400 g maki i dolalam 3 lyzki wodki o pomaranczowym zapachu. Zagniatalam najpierw w misce, a potem na blacie. A potem walilam piesciami i dlonmi w ciasto, skladalam na pol i uderzalam znowu i tak przez kwadrans. Akurat wczoraj mialam duzo pozytywnej energii do rozladowania. Odstawilam ciasto na 45 minut. Rozgrzalam olej w duzym garnku i zaczelam walkowanie, nacinanie i zaplatanie. Smazenie obylo sie bez problemow. Zadnych wybuchow ani oparzen. Czysta robota. Nawet sie nie dziwie, ze tak sobie dobrze radze z olejem. Pierwsza czesc nazwiska mojego Meza to przeciez: olej. A z Mezem tez nie mam zadnych klopotow.
Do miski wlozylam: 4 zoltka, lyzke masla, 6 lyzek jogurtu waniliowego-wymieszalam. Dosypalam 400 g maki i dolalam 3 lyzki wodki o pomaranczowym zapachu. Zagniatalam najpierw w misce, a potem na blacie. A potem walilam piesciami i dlonmi w ciasto, skladalam na pol i uderzalam znowu i tak przez kwadrans. Akurat wczoraj mialam duzo pozytywnej energii do rozladowania. Odstawilam ciasto na 45 minut. Rozgrzalam olej w duzym garnku i zaczelam walkowanie, nacinanie i zaplatanie. Smazenie obylo sie bez problemow. Zadnych wybuchow ani oparzen. Czysta robota. Nawet sie nie dziwie, ze tak sobie dobrze radze z olejem. Pierwsza czesc nazwiska mojego Meza to przeciez: olej. A z Mezem tez nie mam zadnych klopotow.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
musiała byc pyszna ta Twoja tradycja
ReplyDeleteja bym się jeszcze nie odważyła na samodzielne robienie faworków.. :-)
uwielbiam zdjęcia z przygotowań! cudnie Ci się usmażyły :) ale skoro mówisz że z olejem nie masz żadnych problemów to tak widzę że jest :))
ReplyDeleteŁaaa mniam mniam mniam
ReplyDelete